W dziale BLOG publikuję luźne treści, a w dziale STRONA GŁÓWNA informacje dotyczą moich produkcji

Czas na Yerba Mate

yerbaWitajcie. Dzisiejszego dnia postanowiłem, że kupię sobie Yerba Matę. Nazwa może brzmieć obco, ale jeśli zobaczylibyście wspomnianą Yerba Matę na oczy to od razu wiedzielibyście o jakim przedmiocie mowa. Poniżej zamieszczam zdjęcie z chyba najbardziej znanym, polskim miłośnikiem picia Yerby.

Wykopałem nowy hit internetu

czekdysaut

Witajcie. Dzięki mojemu kuzynowi rozsławiłem na cały świat nowy hit internetu. Zobaczywszy materiał jakim pochwalił się mi mój kuzyn, zapytałem go - stary, czemu tyś tego jeszcze nie puścił w eter? Nie mogę tego wykopać bo jego bohaterka mnie skojarzy - wyznał.

Ej, wygrałem 200 PLN!

ziemniaczki

Sytuacja wyglądała mniej więcej tak... Oglądam nowy odcinek jednego ze swoich ulubionych seriali (Zakazane Imperium konkretnie) i obowiązkowo zajadam się zakupionymi chwilę wcześniej chipsami. Wtenczas me palce wymacały jakiś anachroniczny element! Okazał się nim kupon upoważniający do wzięcia udziału w jakimś konkursie organizowanym przez firmę Lay's. Zawiodłem się gdyż myślałem, iż wygrałem w ten sposób jakąś paczuszkę chipsów czy coś w tym rodzaju. Spojrzałem mimo wszystko jeszcze raz na kupon i dojrzałem kod. Ta, loteria gdzie trzeba wysyłać smsy i naciąganie na koszty - pomyślałem. Wróciłem więc do oglądania serialu. Po jego zakończeniu zerknąłem jeszcze raz na ten kupon, tym razem doczytałem o co właściwie chodzi. No ale też byłem sceptyczny. Powiedziałem sobie przecież po dwóch ostatnich filmowych konkursach, że "już nie rzucę się kolejny raz na tyle pracy". No wiecie, rozeznania terenu, dźwiganie kilogramów ciężkiego sprzętu autobusami, zarzynanie się na planach gdyż wszystko robi się praktycznie samemu i tak dalej. Trud, wielki trud - o to mi chodzi. Wiem, że nagrodę i tak się otrzymuje nawet bez żadnej wygranej a jest nim kolejny klip do portfolio, ale po prostu chciałem sobie chwile odpocząć od tej konkursowej nagonki. No ale z racji takiej, że konkurs nie był o tematyce filmowej, postanowiłem w końcu, że jednak spróbuję. A jak nie wyjdzie tym razem, to i z konkursami "innymi niż filmowe" też dam sobie spokój w ostatnim czasie bo tylko zabierają mi czas, który mógłbym przeznaczyć na inne rzeczy. 

 

kuponchipsy

 

W konkursie chodziło o "spełnienie marzenia ziemniaka". Mamy przez to rozumieć stworzenie fotografii lub pracy graficznej ilustrującej ziemniaka, który spełnia swe wymyślone przez nas marzenie. Zaplanowałem więc następnego dnia wszystko co będzie mi potrzebne w moim pomyśle i przeszedłem do jego realizacji. Przygotowanie wszystkiego wedle mojej myśli zajęło mi trzy dni (oczywiście nie całe). Jak zwykle wszyscy domownicy skutecznie przeszkadzali mi w realizacji dzieła. Doszło nawet do wielkiej sprzeczki pomiędzy mną a moją siostrą o użyczone jej artykuły w moim projekcie. "Nie mogłem ich użyć bo nie" - czyli stały argument. Ale nie warto tracić siły na wciskanie klawiszy opisujących osoby niespełna rozumu, więc przejdę do meritum. Pracę swoją w końcu skończyłem. Sfotografowałem jak należy i obrobiłem komputerowo (następnego dnia ułożyłem nowy projekt ponieważ przygotowanych kartofli było na tyle dużo, że spokojnie można by zaaranżować kolejną scenę). Przepisałem wymagany kod ze znalezionego kuponu i swoją pracę zgłosiłem kolejnego dnia. Udało mi się, przeszedłem pierwszy etap premiowany nagrodą 200 złotych!

 

lays1

 

Jury konkursowe spośród nadesłanych prac, codziennie wybiera 10 najlepszych a do ich autorów ląduje 200 złotych. Co więcej, z wszystkich wybranych w ten sposób prac, jury wybierze najlepszą pracę tygodnia (najlepszą pracę spośród wszystkich wybranych z danego tygodnia), a ich autora nagrodzi aż 20 tysiącami złotych. Cały czas można również głosować na swojego faworyta na Facebookowym profilu chipsów Lay's. Nagroda wygrana w ten sposób wynosi 2 tysiące złotych. Ale po pamiętnej porażce i wielkim wariactwie towarzyszącym takim konkursom, nawet nie śmiem walczyć o głosy publiczności.

 

rywalizacja

 

Moja wyróżniona praca plus parę innych zdjęć z procesu przygotowawczego zamieszczam poniżej. Pamiętajcie, że mam jeszcze kolejną fotografię w zanadrzu (może o niej też napiszę w kolejnej notce blogowej). Miłego oglądania. Dzięuję także jurorom za wybór!

 

Wyróżniona praca:

praca

 

 

Fotografie z przygotowań

Fotografie z przygotowańFotografie z przygotowańFotografie z przygotowańFotografie z przygotowańFotografie z przygotowańFotografie z przygotowańFotografie z przygotowańFotografie z przygotowańFotografie z przygotowańFotografie z przygotowańFotografie z przygotowańFotografie z przygotowańFotografie z przygotowańFotografie z przygotowańFotografie z przygotowań

 

Aktualizacja! Przy okazji tworzenia pierwszej pracy zachowałem jeszcze swoje upiększone ziemniaki do zrobienia kolejnej. Ułożyłem nową pracę, sfotografowałem i zgłosiłem. I również została wybrana! Także na ten moment dwukrotnie udało mi się wygrać nagrodę dzienną. Drugą pracę możecie zobaczyć w dziale o nazwie konkursy wygrane.

 

Kupiłem nowe Wormsy

wormsrev

Nie ma chyba nikogo w społeczności graczy kto nie znałby wojujących ze sobą robaków. W edycje tej gry zagrywali się wszyscy moi znajomi w latach mojej młodości. Wormsy podobnie jak seria The Sims cieszyła się dużym uznaniem w tamtych latach. Z biegiem czasu straciła jednak na swej grywalności za sprawą przejścia w 3D. To nie było już to samo i marka staczała się coraz bardziej z kolejną odsłoną w trójwymiarze. Na szczęście twórcy poszli po rozum do głowy i ocknęli się, że w przypadku niektórych gier widok 3D po prostu się nie sprawdza a gra daje wtedy mniej satysfakcji. I w tym roku otrzymaliśmy nowe Wormsy, które są powrotem do korzeni. Dostaliśmy wprawdzie Wormsy 3D ale z widokiem "z boku", czyli tak jak we wcześniejszych, najlepszych odsłonach. Postanowiłem więc kupić najnowsze Wormsy. Do tej decyzji pchał mnie jeszcze jeden fakt prócz sentymentu z młodzieńczych lat. Byłem bowiem mistrzem tej gry. Swoich znajomych ciachałem równo i nie pozostawiałem najmniejszych szans. To chyba jedyna gra w której zawsze przodowałem nad innymi. Postanowiłem więc sprawdzić się na nowo. Zobaczyć jak będzie mi szło po latach i w zupełnie nowych Wormsach. Z miłą chęcią stworzę społeczność graczy i rozegram ze swoimi czytelnikami/widzami Wormsowe mecze. Wiele osób pytało się mnie czy gram w jakąś grę sieciową, deklarując właśnie chęć rywalizacji ze mną, ale nigdy nie grałem. No, może wyjątkiem był Assassin's Creed Brotherhood, który bardzo miło wspominam. To właśnie ostatnia gra w której skorzystałem z trybu sieciowego.

Zapraszam więc serdecznie wszystkich zainteresowanych graczy do wspólnej gry. Możemy się odnaleźć poprzez platformę Steam (tam można właśnie kupić nowe Wormsy). Przedstawiam namiary na mnie i moją grupę by łatwiej było się odnaleźć. Wysyłajcie proszę swoje zaproszenia.

 

Nazwa grupy w której się znajduję: Worms Revolution Polska

Mój Steamowy profil: bunchproductions

steampasek

Do zobaczenia w grze!

 

Chciałbym jeszcze powiedzieć coś na temat samych Wormsów (pierwsze wrażenia) i moich przygód z platformą Steam. Zacznę może od drugiej sprawy. Otóż miałem z tym systemem przygodę. Po pierwsze to zdziwiłem się, że gry nie mogę kupić w sklepie i za zapłacone pieniądze ścisnąć jej płytkę w ręce. Gra dystrybuowana jest bowiem tylko cyfrowo i tylko przez tę platformę w przypadku komputerów osobistych. Nie byłem nigdy użytkownikiem Steama więc na starcie czekało mnie mozolne zakładanie konta, podawanie danych osobowych, weryfikacja maili i tak dalej. To znaczy - miałem tam konto (stworzone lata temu bo tylko tym sposobem dało się zagrać w demo jednej z gier) ale nigdy później go nie używałem. Po założeniu konta czekała mnie transakcja. Musiałem więc przelać pieniądze na swoje konto bankowe, potem z niego przelać pieniądze na swoje konto w systemie płatności PayPal. Na transferowanie gotówki czeka się u nich długo, około 3 dni. W międzyczasie wypadł jeszcze oczywiście weekend, więc moja gra wydłużyła się już na starcie o prawie tydzień. Kasa doszła, grę na Stemie zakupiłem. Chcę instalować - nie da się bo za mało miejsca na dysku. Chcę zmienić więc dysk instalacji - nie da się bo gry instalują się w katalogu Steama, który akurat mam zainstalowany gdzie indziej. No przecież szlag mnie trafi - myśli sobie. Jak można zmuszać ludzi do instalowania gier w konkretnych lokalizacjach? Czytam więc w internecie jak to obejść. Najłatwiejsze - reinstalacja Steama. Tak więc zrobiłem. Odinstalowałem i zainstalowałem na dysku gdzie mam bardzo dużo miejsca. Włączam Steama, otrzymuję nowy komunikat o weryfikacji email z racji "nowego systemu zabezpieczeń". Głowię się jakiego ja podałem tam maila i głowię. Już wiem... tymczasowego, który już nie istnieje. No to pięknie. Udaję się więc do pomocy technicznej Steama i opisuję wszystko wyczerpując temat, nawet zamieszczam specjalnie dla nich informację na swojej stronie internetowej (na szczęście w moim profilu na Steamie podałem do niej link) by ich przekonać, że "ja to ja". Po dwóch dniach się udało. Nie miałem z nimi nieprzyjemnej przeprawy - wręcz przeciwnie bym powiedział, ale na odpowiedź musiałem czekać całe dnie. Także dlatego właśnie tyle to trwało. Wysłałem skan przelewu z systemu PayPal, wskazałem na nim wszelkie numery transakcji i inne takie i zresetowali mi hasło. Wysłali dane na nowego maila i cała ta komedia zakończyła się sukcesem. Wyobrażacie sobie? Po reinstalacji Steama podaję hasło do konta - zgadza się, ale wprowadzili "nowe standardy bezpieczeństwa" i jeszcze dodatkowo muszę przepisać kod jaki wysłali do mnie na podany e-mail. A przecież jeszcze 10 minut temu przed dezinstalacją Steama wszystko było w porządku. Zmieniłem tylko dysk instalacji i wpakowałem się w tarapaty. Ufff!
Na szczęście udało się wszystko załatwić wbrew moim złym przeczuciom. No wiecie, przechodzę przecież coroczne męki z "pomocą" techniczną serwisu YouTube czy Google. Którzy to traktują swoich użytkowników w sposób tragiczny. Nie odpisują na maile, odsyłają jakiś bezwartościowe artykuły pomocnicze (spam jak dla mnie), a jeśli już jakaś odpowiedź nosi oznaki napisania jej przez człowieka a nie bota, to jest odmowna! Niestety, nie możemy... (dopiszcie sobie co chcecie).

 

png worms

A jak widzą mi się nowe Wormsy? Jeśli mam być szczery to jestem trochę zawiedziony. To znaczy grywalność znowu jest świetna i daje masę frajdy, ale mam wrażenie jakby twórcy po spełnieniu najbardziej podstawowych założeń nowej produkcji od razu wydali grę zamiast jeszcze nad nią popracować. Tak jakby EA Sports w swojej nowej edycji gry Fifa wypuściło ją z masą nowych tricków, ale możliwością rozgrywania meczów tylko towarzyskich i to w tle tylko trzech zmieniających się utworów muzycznych. Dostaliśmy w Wormsach bowiem zaledwie kilka typów oprawy wizualnej plansz na jakich gramy, mało akcesoriów dla naszych robaków do wybrania, mało przyśpiewek a w tle grane są w kółko może tylko 4 utwory muzyczne. Nawet zapowiadana opcja modyfikacji postaci jest bardzo ograniczona. Kiedyś wybieraliśmy spośród wielu języków jakimi władały robaki, teraz jest ich może z 5? Przecież to jakiś dramat! Ludzie ubolewają w sieci nawet nad tym, że nie można tak jak dawniej grać kilkoma drużynami sterowanymi przez graczy. Zapomnijmy więc o graniu w piątkę przed jednym komputerem jak kiedyś. Grafika również nie rzuca na kolana. Jest bajkowa z założenia, ale nawet przy takim koncepcie widać rozmazane tekstury, nieostre krawędzie czy zbyt kanciaste postacie tła będące w 3D. Nowych broni jest również mało. Główne nowości wymienię na palcach jednej ręki. Są to klasy postaci, nowe elementy (zwane obiektami) pojawiające się na planszach, system kupowania asortymentu w trakcie walki i nowy system wody. I to wszystko. Nie będę się rozpisywał na temat tych nowości bo mój wpis to przecież nie recenzja, więc będziecie musieli wszystko sprawdzić i ocenić sami. A o inteligencji Wormsów wolałbym już nic nie pisać. Ta gra praktycznie nie istnieje bez trybu gry wieloosobowej. Dawno nie widziałem durniejszych graczy sterowanych przez komputer. Grając z nim gra nie jest absolutnie żadnym wyzwaniem. Komputerowe robaki są dramatycznie głupie, nawet w poprzednich odsłonach nie było tak źle jak teraz. Kilka razy zdarzyło mi się że robaki same wskakiwały pod miejsce źle rzuconego granatu (kilka razy dokładnie ta sama dziwne decyzja). Albo wiele razy nie atakowały robaka, który miał mniej punktów życia, wybierając tego, którego nie są w stanie zabić na żaden sposób w tej rundzie. W grze można też skorzystać z samouczka rozwiązywać zagadki na planszy. Zagadki polegają po prostu na umiejętnym skorzystaniu z narzędzi jakie nam dano w danej sytuacji. Na przykład musimy zwiadowcą przecisnąc się przez mały tunel, następnie zamienić się z nim miejscami za pomoca specjalnej opcji i wtedy zabić robaka po drugiej stronie. Inny sposób nie jest wykonalny gdyż dysponujemy bardzo określonym ekwipunkiem i jego ilością. A z racji, że zwiadowca zabiera mniej zdrowia dokonanymi obrażeniami niż strażnik, trzeba go tutaj po przejściu tunelu teleportować i dopiero nim oddać strzał, który zabierze wrogowi wystarczającą ilość życia. Natomiast co do samouczka, to mogę powiedzieć że jest okropnie nudny i rozwleczony. A do tego skandalicznie głupi za sprawą treści poleceń. Na każdym kroku jesteśmy bowiem atakowani tekstami typu Tym razem wykonamy zadanie na pustyni, to znaczy, ty wykonasz. Ja tutaj będę siedział i się obżerał patrząc jak umierasz, haha! A! I pamiętaj, że do dyspozycji masz tutaj trzech robaków, ale nie są to zwykłe robaki, oj nie! Mają duszę, swoje plany, marzenia i potrzebny! No dobra... Nie przedłużajmy! Zaczynaj żołnierzu bo czasu nie ma. O mój Boże. Po jakichś 30 minutach nie mogłem już tego słuchać. Po jakiejś godzinie wyłączyłem samouczek. Po kilku godzinach grania z komputerem byłem już pewien, że muszę zagrać z żywymi ludźmi. Kupiłem więc grę, wiedząc, że mimo tylu cierpkich słów co piszę, będę w multiplayerze bawił się naprawdę świetnie korzystając z tego co nad dano. No, ale jak to? - Zapytacie. Tak to. Worms Revolution najpierw przetestowałem przed zakupem. Potem zadecydowałem legalnie nabyć produkt. A jeśli ktoś jeszcze nie zna mojego stanowiska to powtórzę, że nie mam nic przeciwko piractwu. Ale jeśli teraz i tutaj miałbym wstawić dygresję na ten temat to chyba nie skończyłbym pisać tej notki blogowej do jutrzejszego ranka (i tak ten wpis stał się wyjątkowo długi, więc nie chcę dalej męczyć swoich czytelników).

 

Worms Revolution szału nie powoduje. Mogło być lepiej i więcej. Przynajmniej nie muszę użyć słowa "i taniej" bo Wormsy występują w naprawdę bardzo atrakcyjnej cenie 46 złotych na platformie Steam. Jednak są grywalne i mogą sprawiać naprawdę dużo frajdy w grze z przyjaciółmi po drugiej stronie ekranu. Ja zamierzam zagłębić się w nowe Wormsy i systematycznie w nie grać ze swoimi czytelnikami, oglądającymi lub/i subskrybentami. Sam kupiłem, więc zachęcam! Wbrew tytułowi nowej edycji rewolucji nie ma. Ale jako stare, dobre Wormsy produkt sprawdzi się świetnie i zapewni nam dużo świetnej rozgrywki na wiele godzin. Zachęcam do zakupy. Ja gram, zagrasz i ty?

Nie wydaję mi się również by dostępność gier wyłącznie w dystrybucji cyfrowej była dobrą sprawą (choć wiadomo, że gry mniejszych studiów mogą liczyć wyłącznie na taką). Ja sam głowiłem się trochę czasu nad tym co właściwie muszę zrobić by zakupić daną grę. Aby to zrobić na platformie Steam, skorzystać można z internetowego systemu płatności PayPal lub karty kredytowej. A próćz tego konieczne jest założenie konta na tej platformie. To wszystko może być bardzo problematyczne dla najmłodszych. Jaki bowiem świeżo upieczony gimnazjalista posiada kartę kredytową lub własny rachunek bankowy? Nawet w przypadku płatności poprzez system PayPal wymagana jest obecność już istniejącego wcześniej innego rachunku. Kiedyś wchodziło się do sklepu, ściągało grę z półki i kupowało płytę bez zbędnego głowienia się. Teraz jest trudniej jeśli chodzi o gry znajdujące się wyłącznie w cyfrowej dystrubucji i nie każdy młody człowiek będzie w stanie dokonać zakupu.

 

Kumpel w telewizji

Kumpel w telewizjiDzisiaj chciałbym poinformować o odcinku "Dlaczego ja?" w którym zagrał mój kolega Piotr. Z Piotrem poznaliśmy się przy okazji kręcenia jego etiudy "Spójrz na mnie" na festiwal filmowy 48 Hour Film Festival, który miał miejsce tego lata. Ja akurat dokumentowałem pracę całej ekipy nad powstawaniem takiego filmu (making of). To były szalone i ekscytujące dwa dni. Wspólnie z Piotrem nagraliśmy później jeszcze film na pewien konkurs, nosił on nazwę "Pole do popisu". 

Dziś Piotr spod mojego skromnego obiektywu uciekł pod większy, zagrał jedną z głównych ról w paradokumentalnym serialu "Dlaczego ja?". Chciałbym dzisiaj zaprezentować Wam ten epizod oraz przypomnieć wszystkie wcześniejsze wystąpienia Piotra w telewizji. Korzystając z okazji, pokażę także nasz wspólny projekt konkursowy. Wszystkie materiały znajdują się poniżej. Życzę dobrej zabawy przy oglądaniu.

 

Dlaczego ja. Odcinek 333 z udziałem Piotra 

 

Tegoroczna reklama piwa Warka z udziałem Piotra

 

Najnowsza reklama Phillipsa w której Piotr gra główną rolę

 

Nasz wspólny film konkursowy "Pole do popisu" (występujemy obaj)

 

Film w reżyserii Piotra

 

Zrobione przeze mnie kulisy kręcenia filmu Piotra

 

 

Ja z Piotrem. Fotos z kręcenia "Pola do popisu".

Fotos z planu

Fotosy z nowego filmu

horyzont blog

Bez żadnych wątpliwości powiedzieć można, iż wrzesień przebiega pod znakiem tworzenia filmów. To właśnie tego miesiąca już drugi raz pomagam na planie filmowym przy powstających dziełach. W połowie miesiąca wyjechaliśmy na kilka dni z noclegiem by kontynuować kręcenie filmu Noxa a niespełna 2 tygodnie później znajdowałem się już na kolejnym planie. I to właśnie z niego chciałbym zaprezentować Wam dzisiaj fotosy jakie wykonałem (w sprawie pierwszego wspomnianego filmu też się pewnie odezwę na blogu). W trakcie prac zdjęciowych do filmu z którego ujrzycie poniżej fotografie, moje zadanie polegało na dokumentowaniu planu (i dźwiganiu kilogramów sprzętu, he-he). Za jakiś czas możecie więc spodziewać się nowego filmu opowiadającego o kulisach tworzenia produkcji filmowej. Tym razem będzie to "Horyzont zdarzeń". Będzie to już druga produkcja filmowa, którą mam okazję śledzić na własne oczy. Ostatnią była etiuda "Spójrz na mnie" w reżyserii Piotra Kędzierskiego i Marty Szymanek. Z Piotrkiem miałem okazję nagrać także reklamę "Pola do popisu", a za jakiś czas będziedzie mogli go oglądać na ekranie w "Trudnych sprawach" na Polsacie (wystąpił również w reklamie piwa Warka emitowanej podczas Euro 2012).

Oczywiście (jak ostatnio tradycja nakazuje) nie odbyło się bez zgubienia na planie swojego sprzętu do lustrzanki o wartości prawie 100 złotych. Mikrofon zewnętrzny na klipsie + tulipan do obiektywu Tamron. Jestem strasznie o to zły na siebie...

Fotosy z filmu

Fotosy z filmuFotosy z filmuFotosy z filmuFotosy z filmuFotosy z filmu

5 PLN dla szczęściarzy

5 PLN dla szczęściarzy

Dzisiejszego pięknego dnia będąc jak zwykle w pośpiechu, kupiłem w kiosku doładowanie do swojej komórki w sieci Orange. Zwykle robię to w sklepach, gdzie kod po prostu drukowany jest na paragonie, ale tym razem byłem w terenie i musiałem skorzystać z usług zwykłego kiosku. Kupiłem doładowanie za 5 złotych w postaci zdrapki i zdrapałem... kod doładowania. Szlag! Zwykle do tego typu czynności w takich sytuacjach zdejmowałem swój pierścień z palca i w kilka sekund łatwo uzyskiwałem kod. Jednakże pierścienia od jakiegoś czasu już nie noszę (spodobał się mojej koleżance na tyle, że "musiałem" zostawić go na jej palcu. Wiecie, imprezy...) i nie miałem czym zdrapać. Rozebrałem więc swój metalowy telefon i jego tylną częścią dokopałem się do kodu. Ale zrobiłem to zbyt mocno i kilka cyfr zostało również niestety zdrapanych. Po usilnych próbach kupiłem kolejne, tym razem byłem jednak delikatniejszy.

To już nie pierwszy taki mój przypadek jeśli chodzi o te głupie, tajne zdrapki na kartach od doładowań. Kiedyś miałem identyczną sytuację, ale wtedy za którymś podejściem udało mi się odgadnąć kod. Teraz jednak nie potrafię. Także prezentuję tę kartę w tym wpisie blogowym - próbujcie. Jeśli komuś się uda to składam gratulacje, ja się poddałem. Aha! Wtedy napiszcie w komentarzach jakie były to cyfry. Powodzenia.

numerorange

Jak odwrócić kota ogonem?

znecanie

W ostatnim czasie zrobiło się dość głośno na temat pewnego nagrania ze schroniska dla zwierząt, które opublikowano w internecie. Autorka filmu zauważyła bowiem osoby znęcające się nad zwierzętami na terenie schroniska i czym prędzej udokumentowała to zdarzenie na filmie. Potem film wrzuciła do sieci. Nie trzeba było długo czekać na konsekwencje. Oczy wszystkich internautów zwróciły się w stronę niechlubnego schroniska "Na Paluchu". Ja zainteresowałem się tą sprawą. Jednak to co przykuło moją uwagę to oficjalna odpowiedź schroniska na zaistniałe wydarzenie. W swoim komunikacie dostało się bowiem samej autorce filmu! Zarząd schroniska w dość ostry sposób skrytykował kobietę, dzięki której światło dzienne ujrzały ich niecne praktyki. Zamiast okazania wdzięczności, Ci dosłownie obarczyli winą kobietę z kamerą i posłali pod jej adresem wiele cierpkich słów. 

I na tym chciałbym się skupić w tym wpisie. Mocno zniesmaczony tak dziwnym zachowaniem władz schroniska napisałem do nich wiadomość. I chyba nie ma sensu dalej ciągnąć tego wprowadzenia, bo wszystko jasno wynika z naszej korespondencji.

 

komunikat

 

Oto jej cały przebieg:

 

Witam serdecznie Wasze schronisko.
Dobrze wiecie, że w internecie aż wre od pewnego niechlubnego wydarzenia do którego doszło na terenie Waszego schroniska. Zastanawia mnie więc fakt Waszego świadomego lub też nie, podsycania sprawy i starania się przenieść odpowiedzialność na osoby trzecie. Po prostu Wasze "odwracanie kota ogonem" wzbudza we mnie obrzydzenie. Waszą informację czytałem kilkukrotnie i przecierałem oczy ze zdumienia, bowiem ciężko mi było uwierzyć w zdania, które właśnie przelatywały mi przed oczami w Waszym tekście. Tak dziwnie wyrażonej, "kombinacyjnej" treści nie widziałem już od dawna. Przeplatanie przygód woluntariuszki, z manifestem o tym co powinni, a czego nie powinni robić ludzie oglądający rzeczy jakie wyrabia się na terenie WASZEGO schroniska. I rzecz jasna, obwinianie osoby filmującej całe zajście za to co się stało. Tutaj cytuję "pomoc tej osoby polegała jedynie na nakręceniu filmu i umieszczeniu go w sieci w celu wywołania sensacji kosztem zwierząt". Jak możecie w ogóle pisać takie rzeczy? Osoba ta swoim filmem nie chciała wywołać sensacji kosztem zwierząt. Zrobiła bardzo dobrze, że wyjęła kamerę i udokumentowała niewłaściwe postępowanie "trenerów" w Waszym schronisku. Teraz to Wy macie się z tego tłumaczyć a nie autor filmu. Pisząc takie treści tylko wsadzacie kij w mrowisko, co na rękę na pewno Wam nie wyjdzie. I na Was pierwszych się odbije. Jak w ogóle mogliście wypluć z klawiatury takie rzeczy? A najśmieszniejsze w tej farsie jest to, że obok "trenerki" znęcającej się w tej chwili nad psem, stało kilka innych osób. Tak, gromadka innych "opiekunów", która będąc metr od całego zajścia nie reagowała w żaden sposób. Jednak Wy postanowiliście odnieść się jedynie do osoby filmującej ten skandal i obarczyć ją winą! Znów cytując z Waszej strony: "bulwersujące jest to, że osoba, która nakręciła ten film (...) w żaden inny sposób nie zareagowała, aby przerwać to naganne zachowanie". Czyli jej uczynek jest zły, ale za to stanowisko osób uczestniczących w tym "treningu", stojących metr od całego zajścia, jest już w porządku? Bo tak można wywnioskować - biada tej kobiecie, oj biada bo jako jedyna nagrała dowód znęcania się nad zwierzętami. To chcieliście powiedzieć pisząc te wszystkie kłamliwe eufemizmy, tak? Wiecie co jest "bulwersujące"? Własnie Wasze zachowanie. Sugerowałbym poddać wpis na Waszej stronie stosownej reedycji, ponieważ na takie haniebne zagrywki ze strony schroniska dla zwierząt godził się nie będę. To wstyd! Wstyd, wstyd i jescze raz wstyd! Jeśli na Waszej stronie nadal będą widnieć te oszczerstwa w kierunku Pani, która filmowała całe zajście, zrobię Wam taką antyreklamę, że już zawsze będziecie kojarzyć się z tą haniebną sprawą. W tym miejscu zamieściłem wykaz statystyk odwiedzin na mojej stronie i oglądalności. Pozdrawiam. I zachęcam do przeredagowania tekstu raz jeszcze.

 

 

Odpowiedź jaka przyszła wyglądała następująco:

 

 

Szanowny Panie, zachęcamy do kolejnego przeczytania tekstu i wskazania słów potępiających sam fakt nagrania filmu. Jeżeli zada Pan sobie odrobinę trudu, odkryje Pan, że film został nakręcony 25.08, opublikowany na YT 26.08 i odkryty na FB w nocy z 31.08 na 1.09. Przez 6 dni autor filmu nie powiadomił Schroniska ani nawet jednostki nadrzędnej, w tym przypadku Biura Ochrony Środowiska, bądź Urzędu Miasta. Jakie były w takim razie jego intencje? Czy Pan widząc naganne i niewłaściwe zachowanie również ograniczyłby się do udokumentowania i opublikowania, w nadziei, że może ktoś to znajdzie i zareaguje? Podkreślam raz jeszcze, 6 dni zajęło nam dotarcie do tej informacji, dzięki temu że ktoś przypadkowo ją odnalazł i upublicznił - szkoda, że autor filmu nie był na tyle przejęty losem zwierzęcia, żeby próbować zapobiec ewentualnemu podobnemu potraktowaniu kolejnego psa. Jesli chodzi o pozostałe osoby z filmiku, chyba nietrudno się domyslić, że same brały udział w zdarzeniu i w tym kontekście nie dziwi brak reakcji z ich strony. Trudno to porównywać z zachowaniem osoby, która otwarcie potępia to co widzi, a jednocześnie nie reagując, akceptuje... Zapewne czytał Pan komentarz pod filmem: "miałam ochotę tak potraktować tą panią która "tresuje" tego biednego leciwego psa, w 27 stopniowym upale..." - miała ochotę coś zrobić, a co zrobiła? Jak zatajenie tej informacji przed wszystkimi, którzy mogli w miarę szybko zareagować przysłużyło się psu? Czy jest to naprawdę postawa godna naśladowania? Prosimy również o powstrzymanie się od sugestii ocierających się o szantaż. Nie wiemy co sprawiło, że z dość długiego tekstu najważniejsza była dla Pana informacja nieprzekraczająca 6 linijek, bez względu jednak na powody które Panem kierują, Pana zachowanie jest co najmniej nieetyczne. Z poważaniem Sekretariat Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt

 

 

Nieetyczne? Na to odpowiedziałem więc w ten sposób:

 

Witam. W słowach sformułowanych w ten sposób, widocznych na Waszej witrynie potępienie kryje się w zamyśle tak przedstawionej treści. Piszą Państwo o tym, że film został "odkryty" na Facebooku dopiero po sześciu dniach... A jakie ma znaczenie w tym wszystkim akurat Facebook? Skoro tak istotny był czas w jakim upubliczniło się to nagranie, to przecież - jak sami napisaliście - na portalu YouTube, został on opublikowany już następnego dnia. Prawda? Więc autor specjalnie nie czekał z publikacją, jeśli chodzi o największy serwis z filmami na świecie. Jakie były jego intencje? Zaraz Wam wyjaśnię. Jego intencjami było wywołanie zainteresowania tematem traktowania zwierząt w Waszym schronisku. Co się właśnie akurat odbywa, bo sprawa stała się już trochę głośna. I bardzo dobrze. Brawa za to, że się udało. Dobrze się stało, że autor filmu sfilmował całe zajście bo tym sposobem otrzymaliśmy dowód na to co się tam odbywało w postaci właśnie filmu. W jaki inny sposób mógłby to potem udowodnić? Powołując się na te pozostałe osoby, które przecież jak sami napisaliście - też brały udział w tym zajściu i można zrozumieć brak ich interwencji? Znów piszecie o "zatajeniu" i "nie powiadomieniu schroniska". To ja Wam powiem coś takiego... Proszę sobie wyobrazić, że przechodzicie obok schroniska dla zwierząt, widzicie ludzi zajmujących się na jego terenie w danej chwili psami. Co przychodzi Panu do głowy odnośnie tych ludzi? Kim oni mogą być? Pierwsza Pańska myśl? Oczywiście, że są to jego pracownicy. W kolejnej sekundzie widzicie ich znęcanie się nad zwierzętami. To co sobie myślicie o całym schronisku? Że jest to miejsce w którym tak traktuje się zwierzęta na co dzień. Nikt nie ma przed sobą w tej chwili wizji tego, że mogą to być osoby zaproszone do schroniska a nie jego pracownicy. Jaki byłby Pański pierwszy odruch? Bo mój "udupić gnojków". Ściągnąć im wszystkie "Interwencje" i "Uwagi" z telewizji na głowę, a nie szukać kontaku z tak pejoratywnie kojarzącą się już placówką. Pan się dziwi, że tak się stało? Bo ja nie. Wydaliście oświadczenia - tutaj brawo za wewnętrzne śledztwo i Waszą interwencję. To się chwali. Ale nie rozumiem dlaczego postanowiliście wziąć odwet i "zaatakować" osobę, która odkryła to zdarzenie i je udokumentowała. Powinniście jej za to podziękować.I o to się rozchodzi w mojej korespondencji z Wami. Dziwi mnie tak wielkie, tak medialne zrzucanie odpowiedzialności na kogoś innego. Bardzo mi się to nie podoba. Wasz komunikat mógłby bez wahania istnieć bez takich słów. Nie tylko ja jeden tak negatywnie je odbieram. Moje wiadomości nie są zakamuflowaną formą szantażu, są jedynie dobrą radą. Emocje poniosły Waszą placówkę trochę w nie tę stronę co trzeba. Pozdrawiam serdecznie.

Jak widzicie, schronisko dalej szło w zaparte. Zakończyłem więc korespondencję bo nie widziałem dalszego sensu tłumaczenia sprawy. O całym zajściu maltretowania zwierząt powstał także reportaż w Telewizji Polskiej, w wieczornym wydaniu Panoramy. Udało mi się go własnoręcznie zgrać i zamieszczam poniżej do obejrzenia. Schronisku oczywiście dostało się po uszach - i dobrze.

 

Nowy Asasyn z dbałością o detale

Nowy Asasyn z dbałością o detale

Nowy zwiastun gry na którą także czekam pojawił się ostatnio w sieci. Obejrzałem go i nie mogłem się powstrzymać przed wytknięciem twórcom ich błędu. Napisałem więc cięty, przepełniony złością i zażenowaniem komentarz w ich kierunku przy zamieszczonym video. Wytknąłem im bowiem, że każda z postaci bohaterów niezależnych wygląda tak samo. Że są klonami, że ich broń wygląda identycznie, że posiada taki sam zaschnięty śnieg i tak dalej. I że takie rzeczy w efekcie nieprzychylnie wpływają na realizm gier komputerowych.  I tak w rezultacie jest, gdyby nie fakt, że się myliłem. Otóż na kolbie broni trzymanej przez postacie nie było śniegu, tylko metalowe obicie. A wpis ten na swoim blogu dodaję by pokazać Wam jak komicznie wybrnąłem z sytuacji. Życzę wszystkim dużo śmiechu i miłego wieczora.

 

 

Wspomniany zwiastun dostępny jest tutaj. Zobaczcie sami.

Seagate dba o klienta

Seagate dba o klientaDzisiejszego "ranka" obudził mnie telefon z numeru jaki nie był mi znany. Odebrałem. W słuchawce usłyszałem miły głos kuriera, który dzwonił do mnie z informacją, iż właśnie dostarcza mi jakąś przesyłkę i czeka na dole. Czyżby było to to o czym właśnie myślę? - pomyślałem. Szybko się ubrałem i zbiegłem na dół. Przesyłka była od firmy Seagate. Jak pewnie pamiętacie z wcześniejszego wpisu na moim blogu, obiecali przysłać mi rekompensatę. W poniedziałek wysłali, w czwartkowe przedpołudnie paczka już doszła. Dotarł do mnie 500 gigabajtowy dysk przenośny na USB i wejście "do komputera" także. Nawet fabrycznie posiadał system plików jako NTFS, co też zaoszczędziło mi czasu.

Przypomnę o co chodzi. Zwróciłem swój dysk wewnętrzny na gwarancji. Czekałem już długo, ponad półtora miesiąca na jego odesłanie. Upomniałem się o niego na oficjalnym forum. Nie otrzymałem odpowiedzi. Upomniałem się ponownie, na co zjawił się bardzo sympatyczny administrator i zaoferował w szalenie miły sposób swoją pomoc. Zapewnił mnie, że osobiście zajmie się sprawą mojego dysku a w ramach rekompensaty wyśle mi zewnętrzny dysk twardy. Teraz pozostaje mi jedynie czekać na ten właściwy. Pozdrawiam firmę Seagate i serdecznie dziękuję za tak wspaniałą niespodziankę.

Nie ma tego złego?

Nie ma tego złego?Jak być może część z Was dobrze wie (a może i nie), w ostatnim czasie borykam się bardzo dużo z problemami natury technicznej rzeczy martwych. W ciągu niespełna dwóch miesięcy zmuszony byłem reklamować już: swój odtwarzacz Mp4, dysk wewnętrzny o pojemności 2TB, dysk zewnętrzny na USB 300GB,  lampę diodową do lustrzanki (w tej to wadę odkryłem już po dotarciu do domu i włożeniu do niej baterii) a na dodatek moją zapasową baterię owija już solidny kawał taśmy - bo odłazi. Oprócz tego złamałem część od swojego ukochanego statywu (Velbon DV-7000) i rozwaliłem wiele części w swoim nowo zakupionym zdalnie sterowanym helikopterze. No i oczywiście muszę wspomnieć też o mandacie w absurdalnej wysokości 240 złotych za dojechanie do ostatniego przystanku autobusowego, biletem czasowym, który stracił ważność dwie minuty temu.  A nie przypominam sobie bym ostatnio rozbił jakieś lustro! Pech się mnie ima. W ostatnich miesiącach te rzeczy bywają już tak absurdalne, że aż komiczne.

Na wysłany dysk czekam po dziś dzień, to ponad półtorej miesiąca. Myślałem, że to norma jeśli wysyłka jest zza granicy (siedziba Seagate - producenta dysków), ale koledzy zapewnili mnie, że nie. Zdenerwowany, postanowiłem upomnieć się o dysk. Dostałem odpowiedź, która była dość dziwna i polegała na laniu wody, bowiem odpisali mi, że paczka jest wysłana ale "kurier nie dostarczył jej im numeru" i nie można jej monitorować. W efekcie nie wiedzą co jest grane. Dość dziwna odpowiedź, prawda? Poprosiłem więc o przypomnienie mi, jaki jest zapisek w umowie/licencji dotyczącej gwarancji. Chciałem dowiedzieć się ile powinienem tak naprawdę czekać na swój dysk (przez który przecież stoję w miejscu ze swoimi produkcjami do zrobienia). Taką oto otrzymałem odpowiedź:

I wanted to get in touch with you and let you know that we are still working on getting that drive information for you. In the meantime we would like to offer our apologies for the delay to you and send you a 500GB external hard drive to make up for this. The 500GB drive will be shipped out Monday and you will receive the drive free of charge, in addition to your warranty exchange order that's still being processed. Have a wonderful weekend!

 Także, jeśli to prawda to jestem zadowolony. I nawet warto będzie czekać dłużej na powrót swojego dysku. Jak dysk dotrze w moje ręce, napiszę o tym oczywiście na blogu. Mają wysłać go podobno w poniedziałek. Mam tylko nadzieję, że i jego nie będę zmuszony w niedalekiej przyszłości reklamować. Dla ludzi, którzy nie znają jęz. angielskiego, wyjaśniam, że firma w ramach przeprosin za tak długi okres oczekiwania, zobowiązuje się wysłać mi dysk zewnętrzny na USB o pojemności 500 GB zupełnie za darmo!

Dlaczego kochacie Facebooka

Dlaczego kochacie FacebookaNie ma wątpliwości, że Facebook wiedzie prym na scenie portali społecznościowych. Wszędzie go pełno. Doszło nawet do tego, że znane firmy podają adresy nie swoich stron internetowych a właśnie swoich kont na Facebooku. Co więcej, to właśnie tam najpierw pojawiają się najnowsze informacje, a dopiero potem na ich oficjalnych stronach internetowych. Niektóre marki całkowicie postawiły na Facebook i tam pootwierały swoje "oficjalne strony". Czy to na miejskich reklamach czy nawet w telewizji, wszędzie widzimy fejsbukowe adresy stron.

A wiecie czemu się tak stało?

Odpowiedź jest prosta. Ktoś mądry wpadł na sposób by zrobić bardzo przyjazny w użyciu system publikowania treści. Jest to łatwe, szybkie i do zarządzanie własnym kontem nie jest wymaga wiedza informatyczna oraz ta z dziedziny webmasteringu. Można tworzyć na nim posegregowane galerie zdjęć, organizować wydarzenia, publikować nowe informacje na tablicy i zrzeszać użytkowników. Tworzenie swojej strony na portalu Facebook to bułka z masłem. Dało się stworzyć bogaty w możliwości i użyteczny serwis, prawda?

No i tutaj kryła się właśnie odpowiedź na pytanie postawione w pierwszym akapicie.
Ludzie wolą coś napisać na Facebooku niż babrać się w tworzenie własnej strony od podstaw.
 A wszystkie "przyjazne systemy" wcale takie przyjazne nie są dla osoby, która bardzo chciałaby mieć swoją stronę o jakiejś tematyce, ale nigdy wcześniej tematyką tworzenia stron się nie interesowała. I stąd wszyscy wolą fejsa. Natychmiastowe publikowanie każdego rodzaju informacji w bardzo prosty sposób. Ktoś w końcu o taki serwisie pomyślał, zrobił go i proszę - odniósł sukces. I nie mówię o pieniądzach jakie na tym zarobił ale o liczbie użytkowników i firm jakie przyciągnął.

Ale znowu korzystanie z Facebooka może rodzić nowe obawy. Mianowicie takie, że nikt nie wie co  stanie się z takim serwisem później. Może się bowiem okazać, że za miesiąc wrzuci 10 reklam na moje konto a ja nimi przecież nie chcę denerwować swoich odwiedzających. Albo jak wprowadzi dla nich jakieś obowiązkowe opłaty w zamian za dostępy dla treści? Albo jak zmieni swoją szatę graficzną na różową... Albo stanie się centrum spamu i nieuczciwych praktyk, co też obecnie się dzieje (kupowanie "polubień stron", przypływy sztucznych użytkowników podbijających rangi czy publikowanie w naszym imieniu przez nieuczciwe aplikacje). Na te wszystkie rzeczy nie ma się przecież wpływu. I tutaj posiadanie własnej strony internetowa wygrywa. Bo jest się jej panem i władcą. Decyduje się
o wszystkim. O najmniejszym jej elemencie. A jeśli do tego dojdzie techniczna wiedza, możemy zbudować naprawdę ładnie wyglądającą i bogatą w narzędzia witrynę.

Dlatego ja muszę posiadać swoją własną.
Zarządzanie i pełna kontrola po wsze czasy. 

To ciężki kawałek chleba, ale z pomocą życzliwych osób się udaje.

240 złotych kary za brak biletu

240 złotych kary za brak biletuDnia 24.08.2012 podróżowałem na godzinnym, normalnym bilecie autobusowym. Autobus dojeżdżał już do ostatniego przystanku na jakim miałem wysiąść gdy kontrolerzy biletów rozpoczęli ich sprawdzanie. W momencie gdy dotarli do mnie, kontroler stwierdził, iż mój bilet jest już nieważny. Ja spojrzałem na swój telefon, wyciągnąłem go z kieszeni i pokazałem mu na dowód, że tak nie jest. Na telefonie była już 1 minuta po czasie ważności biletu (ale był to końcowy, ostatni przystanek i zanim kontrola doszła do mnie i odbyła dyskusję na słowa, zdążyła minąć już minuta, a nawet więcej). Kontroler nie chciał się zgodzić z godziną na moim telefonie, spojrzał kilkukrotnie na cyfrowy wyświetlacz autobusu znajdujący się w module kasowania biletów i poprosił mnie o dane na jakie zostanie wypisane wezwanie do zapłaty. Wtedy pokazałem mu drugi, nieskasowany bilet godzinny, mówiąc, że przecież nie jeżdżę bez biletów (w swoim Vlogu 10 podałem tylko sposób) i mam nawet przy sobie drugi bilet, który skasowałbym zaraz w kolejnym pojeździe (bo musiałem się przesiadać) a z tego autobusu już przecież wysiadam bo dojechałem na miejsce prawie "na styk" czasu. Niestety... Czas liczony w zegarze autobusu to jedyny czas respektowany przez komunikację miejską i jej pracowników. Ale to co mnie naprawdę szokuje to wysokość kary za ten przejazd w postaci 240 złotych. Rozumiem, że kierowcy samochodów dostają tego typu drakońskie kary za jazdę niezgodną z prawem. I że dostają je nawet za stosunkowe niegroźne przewinienia (np. skręt w lewo, gdzie widnieje znak zakazu skrętu w lewo). Ale kierowcy poprzez łamanie takich przepisów powodują niebezpieczeństwo ruchu, zagrażają swoimi manewrami innym użytkownikom drogi. Więc rozumiem kary dla nich tego rzędu. Ale komu zagrażam ja, jadąc do ostatniego przystanku na bilecie, któremu ważność skończyła się 1 minutę temu? Czy ja stwarzam tym jakieś zagrożenie, że dostaję karę rzędu 240 złotych? I to nawet nie była świadoma i celowa "jazda na gapę", miałem bilet któremu ważność skończyła się chwilę temu w tak niefortunnym momencie. A przecież ja nie wyliczam kierowcy jego spóźnień na przystanki na tej trasie. A czas odjazdu/dojazdu jest tutaj również kluczowy. Odwołałem się od tej decyzji, ale zgodnie z przewidywaniami została odrzucona.

Prawo prawem, ustawy ustawami a wysokości kar takie a nie inne. Ale zawsze mówiłem i będę to powtarzał - jeśli prawo jest złe, należy je zmienić.

Ostatnie newsy:

Moje Hot16Challenge

Hot16Challenge2 to globalna akcja mająca na celu wsparcie medyków w walce z epidemią koronawirusa jaka spadła na świat w 2020 roku. Wyzwanie polegało na nagraniu 16 wersów jeśli zostałeś przez kogoś nominowany w jego kawałku i nominowaniu kolejnych osób do akcji na końcu swojego utworu. I tak właśnie się stało. Grupa Abstrachuje nominowała księdza Dobro-Dobro a ksiądz nominował mnie. Dziś prezentuje swoją odpowiedź:

 


Więcej…

Poradnik o tanim zwiedzaniu Wenecji!

W Wenecji do tej pory byłem tylko dwa razy. Kiedy odwiedzałem ją pierwszy raz już podskórnie czułem, że będę chciał tam wrócić. I wróciłem. Przywożąc ze swego zaledwie drugiego wyjazdu aż poradnik o tym jak tanio podróżować do Wenecji. Zapraszam na mój film podróżniczy.

  

 

Premiera filmu "Imponderabilia"

Jest mi szalenie miło poinformować, iż 8 marca mój nowy film zadebiutował w sieci. "Imponderabilia" to eksperymentalny poemat filmowy mojego autorstwa inspirowany kinem Terrence'a Malicka, Xaviera Dolana oraz trenami Jana Kochanowskiego.
Film trafił również do bazy Filmwebu - największej polskiej bazy filmów w internecie. Poniżej prezentuje sam film oraz wszystkie materiały, które go dotyczą (making of, soundtrack, zwiastuny itp).

 

Więcej…

5 miast w 5 dni. Film z mojej niezwykłej tegorocznej podróży

W maju tego roku w ciągu pięciu dni byłem obecny w 5 różnych miastach na terenie 3 państw! Oto film video z tej niezwykłej podróży. Moja najnowsza produkcja "5 Cities in 5 Days" do obejrzenia poniżej. 

 

 

Wystawa z moimi zdjęciami w krakowskim klubie

Jest mi niezmiernie miło poinformować, iż zdjęcia z mojej debiutanckiej sesji fotograficznej jako model były wystawione na wernisażu fotografki - Sylwii Macholi w krakowskim klubie Pozytywka (we wrześniu odbyła się ich druga prezentacja, tym razem w Sopocie). Zdjęcia te, były również jej pracą dyplomową. W rozwinięciu newsa oficjalny plakat oraz kilka zdjęć prezentujących tę wystawę. Zdjęcia zobaczysz klikając "Czytaj więcej...".  

Więcej…

Reklama